Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/358

Ta strona została przepisana.

będzie, niech tylko błyśnie trochę większym forszusem; przepowiadał, że Topolski sezonu nie przetrzyma i zrobi „klapę“, bo nie wierzył, aby mu kto chciał pożyczyć pieniędzy na założenie towarzystwa.
— Takich głupich już niema! — mówił głośno i z przekonaniem.
Najwięcej do śmiechu pobudzała go ta zamierzona przez Topolskiego reforma; nazywał ją po prostu waryactwem... On znał doskonale naszą publiczność i wiedział, czego jej potrzeba.
Topolski bardzo często urządzał u siebie wieczorki, na które spraszał tych, co mu mogli być potrzebni; ale nie mówił jeszcze głośno o towarzystwie, robił to za niego Wawrzecki, który tę sprawę traktował gorąco, jak swoją własną i ustawicznie już teraz na to konto docinał Cabińskiemu i robił częstsze awantury o gażę.
Janka była kilka razy na tych wieczorkach u Topolskiego, ale nudziła się śmiertelnie, bo mężczyźni zwykle grali w karty, a kobiety, jeśli nie robiły plotek i nie narzekały, to skupiały się ściślej dla szeptów tajemniczych, nie przypuszczając do siebie Janki, z obawy, bo przecież codziennie chodziła do Cabińskich na lekcye.
Na ostatnim takim wieczorze, Majkowska prosiła ją przy herbacie cicho, żeby została dłużej, to ją oboje odprowadzą.
Władek nigdy tu nie bywał, bo był jawnym i stałym stronnikiem Cabińskiego.
Po wyjściu wszystkich, Topolski usiadł nawprost Janki i zaczął opowiadać o towarzystwie, jakie zakłada.
— Będzie to teatr wzorowy, dla prawdziwej