Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/367

Ta strona została przepisana.

a nikt ci tego przez grzeczność nie wymawia — odpowiedział za przyjaciela Stanisławski.
— Nie tak!... Wiatrak pani z siebie robisz, czy co?... któż tak rękami wymachuje? — wołał reżyser.
— Nie detonuj pan, przecież to pierwsza próba! — zawołała Cabińska z krzeseł.
— Chodzisz pani po scenie, jak gęś! — znowu rzucił zirytowany Topolski.
— Ona jest niezła, ale do pralni! — syknęła Mela.
Pomimo wszystkiego, choć czuła pod powiekami łzy złości, grała, nie dając się wysadzić z charakteru i nie tracąc ani na chwilę przytomności.
Kiedy skończyła, Cabińska ją ostentacyjnie ucałowała i głośno, aby Majkowska dosłyszeć mogła, zaczęła ją chwalić.
— Winszuję pani, będziesz pani doskonale grać tę rolę!
— Niech pani szczegóły więcej opracuje — radził jej Stanisławski.
— Przecież to próba!... ja całą postać mam już w myśli gotową.
— Będziemy mieli teraz naprawdę bohaterkę, bo i z piękności i z talentu! — zawołała bardzo głośno Rosińska.
Majkowska spojrzała na nią wściekle, ale się nie odezwała.
Janka czuła się tak wesołą i dobrą, że miała ochotę uściskać wszystkich.
Za dwa dni miało być przedstawienie.
Ten czas był jedną olbrzymią smugą światłości,