fująca, z bukietem w ręku, z różami przy gorsecie i zobaczywszy siedzącą, obok Rosińskiej Jankę, spochmurniała:
— Zdaje mi się, że tutaj nie garderoba chórzystek! — zawołała ze złością.
— Źle ci się zdaje, pantominowa artystko — odpowiedziała Rosińska.
— Nie do pani mówię.
— Ale ja odpowiadam. Zostań pani, proszę — zwróciła się do Janki chcącej wyjść.
— Pani się mnie nie czepiaj... Z krowiętami będę się ubierać razem, co?
— Zaczekaj, dostaniesz osobny numer z kaftanem i pompą osobną, nie minie cię to.
— Milczeć! czterdziestoletnia naiwności.
— Zasię ci do moich lat, złamana bohaterko.
— Wygląda to na scenie, jak zmokła kwoka, głos będzie tu podnosić.
Garderoba aż się trzęsła od śmiechu, a one już teraz kłóciły się coraz ordynarniej, nie przerywając sobie ani na chwilę charakteryzacyi i ubierania pośpiesznego.
Janka słuchała kłótni w milczeniu. Nie czuła prawie żalu do Meli za zabranie roli, tylko wstręt jakiś fizyczny do jej osoby. Wydawała się jej teraz taka brudna, wyszarzana, podła i odarta z cech człowieczeństwa, że nawet głos jej brzmiał obrzydliwie.
Dopiero, gdy zaczęto grać „Doktora Robina“, poszła w kulisę zobaczyć tę swoją rolę. Niepodobna opisać tego subtelnie mordującego bólu, jaki szarpał jej duszę, kiedy zobaczyła Majkowską — Maryę na scenie. Każde
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/373
Ta strona została przepisana.