Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/415

Ta strona została przepisana.

poznała jej stan, z którym się kryła. Nie miała już sił na odpowiedź, ani czasu, bo trzeba było iść na scenę.
Grali „Emigracyę chłopską“, w pierwszym akcie wchodziła jako „lud“.
W garderobie męskiej tego wieczoru wybuchnęła burza.
W antrakcie przed obrazem tak zwanym „Wigilijnym“, Topolski, grający Bartka Kozicę, posłał do Cabińskiego list, rodzaj ultimatum, żądając pięćdziesiąt rubli dla siebie i Majkowskiej, bo inaczej nie będzie grać dalej. Zanim mu Cabiński odpowiedział, zaczął się wolno i wyczekująco rozcharakteryzowywać.
Cabiński przyleciał prawie z płaczem.
— Dwadzieścia rubli dam. O ludzie! ludzie!...
— Pięćdziesiąt dasz — gramy dalej, a nie, to — odkleił jeden wąs i zaczął ściągać botforty.
— Jezus Marya! Człowieku, ależ w kasie wszystkiego jest ze sto rubli, na koszta ledwie starczy.
— Pięćdziesiąt rubli i to natychmiast, bo będziesz sam kończył sztukę, albo oddawał pieniądze publiczności — mówił spokojnie Topolski, ściągając drugi botfort.
— Myślałem dotychczas, że chociaż ty jeden jesteś człowiekiem! Pomyśl, co ty nam robisz wszystkim.
— Widzisz dyrektor, rozbieram się.
Antrakt się przeciągał, publiczność już krzyczeć i tupać zaczynała.
— Nie, prędzej śmierci bym się spodziewał. Ty, najlepszy przyjaciel, ty...