Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Komedyantka.djvu/422

Ta strona została przepisana.

miast idzie spakować rzeczy, bo furmanki zaraz po nią przyjadą, odpowiedziała stanowczo.
— Dziękuję za życzliwość dyrektorowej, ale nie pojadę.
Cabińska prawie nie wierzyła swoim uszom i zawołała zdumiona:
— Już się pani zaangażowałaś! i do kogo?
— Nigdzie, ale nie będę się angażować.
— Jakto! rzucasz pani scenę? pani, co masz przyszłość przed sobą!
— Nagrałam się już dosyć — odpowiedziała z goryczą.
— Niech-że mi pani nie wymawia, przecież-to pierwszy rok pani na scenie, nigdzieby pani nie dali ról wielkich od razu.
— O! już się nie będę starać o nie.
— A ja sobie uplanowałam, że w Płocku będzie pani mieszkać razem z nami, to i dla pani lżejby było i moje dziewczątko mogłoby więcej na tem skorzystać. Niechże się pani namyśli, już ja pani zaręczam, że i role będzie pani dostawać.
— Nie, nie! Mam dosyć nędzy, a już mi brak zupełny sił do znoszenia jej dalej i zresztą nie mogę, nie mogę — odpowiedziała cicho, ze łzami w oczach, bo ta propozycya błysnęła przed nią niby światłem, lepszą przyszłością i zbudziła na chwilę dawny zapał i marzenia o tryumfach, ale zaraz jej na myśl przyszedł stan obecny i te cierpienia, jakieby ją musiały spotkać z tego powodu, więc jeszcze mocniej dodała:
— Nie mogę, nie mogę! — Ale łez powstrzymać