Publiczność wyrażała swoje zadowolenie ze śpiewu krzykiem, wybijaniem taktu laskami i stukaniem kuflami. Chwilowo wiatr zupełnie pokrywał śpiew, albo z szumem zginał nędzne drzewka i siał pożółkłymi liśćmi na głowy i na estradę.
„Raz nam się krówka ganiała“
Śpiewała dalej Wolska. Jej czerwony hecarski strój, głęboko wycięty na piersiach, odrzynał się jaskrawą plamą z niebieskiego tła głębi i doskonale uwydatniał chudą, grubo malowaną twarz, oczy wpadnięte i podsinione, rysy ostre, niby trupia twarz głodomora. Kołysała się ciężkim ruchem w takt piosenki:
Taka mnie miłość przejęła -
Żem Stacha czule ścisnęła.
Głos się rozlewał głucho i wlewał niby warczenie w ten gwar pijacki knajpy.
Śmiechy brutalne zrywały się ostremi, przenikająjącemi gamami, te brawa, wyrzucane przepitymi gardzielami niedzielnej publiczności, przerywane czkawką, strzelały głuchą, chrapliwą wrzawą ku estradzie razem z krwawemi szyderstwami, jakich nie szczędzono śpiewaczce.
Ale ona nic nie słyszała, śpiewała obojętna na wszystko i zimna; wyrzucała z siebie śpiew, słowa, mimikę, z automatycznością zahypnotyzowanej, tylko chwilami szukała wzroku Janki, i jakby błagała o litość.
Janka bladła i siniała naprzemian, nie mogąc już wytrwać w tej przesyconej alkoholem atmosferze i w tym