z masłem, — wtrącił nieśmiało Józio, ale, spiorunowany wzrokiem prezesowej, cofnął się, przerażony własną zuchwałością.
— On podobny do młodszego syna z „Jaskółki“ miss Braddon, pamięta mama? Ale to z pewnością jakaś romantyczna para! — szepnęła ciszej.
— Idzie pan Raciborski, to powie, skąd się tu wzięli ci Anglicy.
Ogromny, siwy szlachcic w szarej bekieszy, w szarej czapie i z czarnemi wąsami, groźnie sterczącemi, pocałował prezesową w rękę i mruknął zgryźliwie.
— Oni są tacy Anglicy, jak ja Yorkshire!
Posypał się na niego grad pytań, przetrzymał misterną pauzę i rzekł ciszej:
— Ten lord — to Walek Miętus, syn mojego dawnego kowala!
Wszyscy osłupieli, tylko prezesowa upierała się przy swojem.
— Ale ona — to z pewnością jakaś lady, z pewnością…
— Ta lady Kaśka — to córka mojego kucharza! Romantyczne, co! Jak Pana Boga kocham, nie maluję, lecz mówię szczerą prawdę. Przyjeżdżali do rodziny, a teraz wracają do Ameryki. Znam ich oboje od pępciów. Temu lordowi nieraz, panie dobrodziejski, sprawiałem wnyki, aż trzeszczało, a lady pasała nam gęsi! Jak Pana Boga kocham! Od bydła uciekł we świat, a teraz wielki pan. Chamy górą, niema co! Nie przystępuj bez kija…
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Marzyciel Szkic powieściowy.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —