Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Marzyciel Szkic powieściowy.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —

Odetchnął z głęboką ulgą i zabrał się do pakietu, przyniesionego przez służącą.
Był to sztambuch panny Ireny, która w załączonym liście prosiła go, aby wpisał do albumu jaki aforyzm lub coś podobnego.
Strasznie mu się nie chciało, ale tak uprzejmie prosiła w liście, aby sztambuch przyniósł jej sam, gdyż musi jeszcze dzisiaj odjeżdżać, że, rad nierad, jął machinalnie przewracać sztywne kartki, wodząc znudzonym wzrokiem po niezliczonych wierszykach, aforyzmach i sentencjach, pisanych przeróżnemi kolorami atramentów. Dużo było tej sieczki, tak wiele, że zaledwie ślizgał się przez nią oczami, śpiesząc do końca. Naraz ożywił się niezmiernie. Na jakiejś karcie, w wieńcu nalepionych szarotek, czerniały bujnem a leniwem pismem takie wiersze:

„Dobranoc, kwiecie różany!
Odwróć się czem chcesz do ściany…
Dobranoc!…“

I podpisane były inicjałami „K. T.”.
Zaś o parę stron dalej widniał aforyzm St. Przybyszewskiego:

„Trudno żyć nieprzyzwyczajonemu“.

A u dołu karty jakaś zajadła feministka napisała:

„Nawet najlepszy mąż jest jeszcze najgorszym“.

Przeczytał sztambuch do końca i, nadzwyczajnie rozbawiony, zaczął w nim pisać: