Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Marzyciel Szkic powieściowy.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.
— 246 —

— Dziękuję panu, Paryż znam, tylko w tej dzielnicy jestem pierwszy raz!
Rożek aż przystanął ze zdumienia.
— Jakto, pan nie znał Kartie? To nadzwyczajne!
— Więc jeśliby pan chciał być ciceronem… — rzekł wyszukanie.
— Ależ to mój obowiązek! Mieszkam tutaj od piętnastu lat i znam każdy kamień i każdego człowieka. Gdzie pan jada?
— Zwykle u siebie, ale dzisiaj tam, gdzie mnie pan zaprowadzi.
To u siebie tak zaimponowało Rożkowi, że z pewnym szacunkiem zaczął mu się przyglądać.
— Moglibyśmy iść na obiad do Panteonu; tam się wspaniale jada, tylko uprzedzam, że „Ludwiczek” pryśnie — ostrzegał badająco.
— Więc idźmy do Panteonu! Czy pan mieszka w tym domu, z którego idziemy? — pytał, chcąc się dowiedzieć o Buczka.
— Nie, byłem tam u faceta, który niedawno przyjechał na studja.
— Malarz?
— Naturalnie, ale szelma surowa jeszcze, jak niewygarbowana skóra!
— Cóżto za jeden?
— Były kolejarz z Królestwa! Ciekawy chłop, zaraz bowiem po wylądowaniu w Paryżu spuścił wszystkie swoje garniturki, kupił bluzę robociarską i saboty, zapuścił grzywę, wpisał się do Colina