Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.

nej na zawsze, gdy naraz szalupy spięły się, niby konie spłoszone, olbrzymie fale wyniosły je nagle i, strząsając z grzbietów, rzuciły w rozszumiałe przepaści.
Byli już na pełnem morzu, wichry zajęczały nad nimi, spienione bryzgi jęły skakać dokoła, niby psy rozjuszone.
Hirosze dał sygnał, zatoczyli krótkie półkole i, lecąc jakby naprzełaj fal, a bliżej brzegów, ledwie dojrzanych, wpadli w cały archipelag wysepek, gęsto rozrzuconych i tak pełnych sadów rozkwitłych, że wynosiły się z wód, niby białe chmury, zróżowione zachodem.
Wili się niepostrzeżenie wąskiemi przepływami, jakby nieskończoną kwietną aleją. Ptaki śpiewały w gąszczach, a biały, wonny okwiat sypały na nich wiśnie pochylone; gdzie niegdzie przebłyskiwały światła, gdzie niegdzie w łodziach, kołyszących się pod obłokami kwiatów, śpiewały dziewczyny, czasem przecinała im drogę barka rybacka, ciężko pochylona pod żaglem wzdętym, a niekiedy ponury, daleki huk morza przedzierał się wskróś sadów, jakby ich wołał.
Pędzili całą siłą pary, że wkrótce i te wysepki przepadły w mrokach morza i nocy, jak sen przeszły, jak sen prześniony niepowrotnie, iż niejedno serce ścisnął żal gryzący, niejedna dusza załkała boleśnie, ale twarze były zawarte całą mocą woli, oczy nieodgadnione i uśmiechy wiły się na ustach pobladłych.