by tysiące koni leciało po ziemi spieczonej, wybuchał krótkim, wstrząsającym rykiem i opadał, walił się ciężko w przepaści, jak trup.
Burza srożyła się gdzieś daleko.
Ale w cichej zatoce jakby wiedziano o tem, bo długo jeszcze leżało martwe milczenie. Dopiero gdy nad portem dalekim rozżarzyły się blade ledwie dojrzane łuny, rozpoczął się gorączkowy, pospieszny ruch, zaskrzypiały naraz windy, buchnęły światła, kolosy jęły się poruszać, a torpedowce przewijały się ze świstem ich bokami.
Hirosze, jako wódz wyprawy, lustrował wszystkie statki.
Na każdym maszyny były już pod parą, kapitanowie stali na swoich mostkach, a załogi zajmowały zwykłe stanowiska.
Niewymowne milczenie zalegało pokłady.
Hirosze przesuwał się, jakby wśród mar.
Ni jeden głos nie zerwał się z ust drżących, tylko serca prężyły się, rozsadzane niemym krzykiem, a uścisk ręki starczył za rozmowę, spojrzenia stawały się pocałunkami, uśmiechy były pożegnaniem, gesty — przysięgą…
Śmierć wionęła tchem lodowatym, stała się chwila jakby wyznań najtkliwszych i namaszczeń ostatnich.
Jeszcze jedno spojrzenie na świat, jeszcze jedno nieme, dręczące pytanie, i żywi zaczną zstępować do grobów.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/011
Ta strona została uwierzytelniona.