Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

Hirosze szedł coraz ciszej i lękliwiej, ale chociaż bezmierny smutek przygniótł mu duszę, wypełniał surowo swój obowiązek, sprawdzał wszystko, co był powinien, zaglądał nawet pod pokłady do magazynów, wypełnionych olbrzymiemi głazami, pospajanemi żelazem, schodził do komór maszynowych, gdzie w krwawych brzaskach uwijali się półnadzy palacze, a potem oddawał kapitanom zapieczętowane rozkazy, ogarniał raz jeszcze wilgotnemi oczami salutujące załogi i znikał, jak cień.
Aż przyszedł moment ostatni, otwarła się tama, błysnął sygnał i statki zaczęły wychodzić, ustawiając się kilwatorem, torpedowce szły po bokach, jak psy owczarskie, strzegące stada.
Wyprawa ruszyła i przepadła w ciemnościach.
Morze otworzyło ramiona bezmierne i objęło ich w moc swoją.
Hirosze stał na rufie przodowego, zapatrzony w dalekie gasnące łuny.
Płynęli bez świateł, czołgając się ostrożnie wskroś burzy i nocy, niby ciąg dzikich zwierząt, śpieszących na krwawy żer.
Noc była nieprzenikniona; czarna, rozwichrzona topiel przewalała się z głuchym porykiem; ni jednej gwiazdy w przepaściach nieba, ni jednego zarysu rzeczy stałej, nic, prócz spienionych odmętów ciemności, kołysań i szumów złowrogich.
Statki szły pełną parą, walcząc zawzięcie z morzem, burza podnosiła coraz wyżej swój łeb rozszczekany, wichry zlatywały z ciemnic rozwytemi