Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

Torpedowce wróciły z doniesieniem, że na zewnętrznym rejdzie niema ani jednego statku.
Powlekli się jeszcze wolniej, czołgając się prawie po falach, jakby wilki z przy tajonym oddechem i ściągniętemi pazurami.
Cisza znowu spadała na ludzi, cisza spadającej chmury, nim rzygnie piorunami. Wszyscy jakby zamarli na swoich miejscach, tylko nieme, rozognione źrenice wisiały na tem świetle, wynoszącem się z wód, niby czerwony księżyc, wirujący w złotej obręczy blasków.
Była już piąta nad ranem.
Morze znowu zaczęło się burzyć i szarpać, od lądów jeszcze niewidzialnych zimny wiatr zaganiał ze świstem całe stada krótkich, a wysokich fal, miotał niemi i rozbijał o statki, że piany pokryły morze niby śniegiem.
Gęsta biaława mgła rozpełzła się od wybrzeży.
— To reflektor na Tygrysim ogonie — szepnął Hirosze.
— Za dwadzieścia minut dosięgnie nas jego światło.
— Uderzymy zboku, z pod skał, bo całe wejście oświetlone.
— Grób czeka otwarty. Już na nim zapalili pochodnie — rzekł cicho Kataoka.
— Tam, tam pomrzemy, tam.
— Ale tak im sobą zapchamy gardziel, że się udławią!