A na pokładach stali już wszyscy, gotowi, nieulękli, milczący.
Nieskończenie długie chwile przechodziły w śmiertelnej ciszy oczekiwań.
Jeszcze tysiąc metrów… podrywają się gwałtownie… wznoszą… lecą w przepaści… mkną niby ptaki ogromne, a wszystkie serca biją w rytm maszyn, prężą się do bólu, aż do niemego krzyku, że oczy zachodzą mgłą i dusze kamienieją.
Jeszcze sześćset metrów… myśli są wirem błyskawic, drżeń i lęków, może zdążą… O, trwaj, nocy… o, trwaj… byleby runąć w to przejście… byle je zapchać własnemi trupami…
— Prędzej, prędzej! — krzyczą do maszyn.
Brak już tchu, brak sił, nieruchomieją oczy, zimny dreszcz pokrywa ciała płaszczem lodowatym. Rozbite bryzgi sieką twarze, wiatr świszcze, włosy się podnoszą.
Jeszcze pięćset… Karabiny drżą w rękach… obłąkane oczy tłuką się o białe skały… już światła migocą w głębi… jakieś domy… wszystko zaczyna wirować… drży, chwieje się…
Jeszcze czterysta… tysiące słońc kręci się nad głowami… fale się palą… pożar dokoła… spadają jakby w przepaści ogniste…
Naraz ze wszystkich wzgórz rzygnęły potoki świateł i runął grzmot.
Wtedy Hirosze, jak trup blady, a jak bóg spokojny, dał sygnał:
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.