Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

co chwila, i co chwila z dzikim świstem i warkotem przelatywały kloce stalowe i co chwila straszliwy trzask, jakby tysiące piorunów, rozdzierał powietrze, a morze, od pękających w głębiach pocisków, tryskało wulkanami.
Ale brandery, zasypywane ogniem i żelazem, bite ulewą granatów, rozdzierane szrapnelami, szły wciąż naprzód z radosnym szumem bander, powiewających na masztach, szły, niczem nie powstrzymane; już waliły się pokłady, padały maszty i kominy, pryskały burty, woda wdzierała się przez boki potrzaskane, pożary ogarniały pomosty, wybuchały komory amunicyjne, ale pod dumnym znakiem wschodzącego słońca ludzie walczyli do ostatniego tchu, i nieulękli, zapamiętali, oślepli od dymów, cali w krwi i ranach, rozrywani żywcem, zamiatani straszliwą wichurą kartaczów, spowici w chmury dymów i płomieni, walili się na dno gorejącemi stosami trupów, padali w otchłań z krzykiem bohaterskiego szaleństwa i triumfu.
A Hirosze, jak bóg ukryty w ciemnościach i jak bóg nieubłagany, wciąż rzucał ich na śmierć. Co pewien czas wytryskiwały ognie sygnałów i nowy brander wyrywał się z mroków, leciał z krzykiem wskroś rozmigotanej wichury piorunów i, okryty obłokami płomieni, umierał tam, gdzie już miał grób naznaczony.
I tak jeden za drugim, „jak kamienie, ręką Boga rzucane na szaniec”, waliły się na dno trupy statków i ludzi; jeden za drugim umierały rado-