Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

pijani szaleństwem mordu, walczyli do ostatniego tchu, walczyli już bez pamięci, o śmierć tylko i męstwo. Nawet ciężko ranni, prawie umierający, czołgając się wśród szczątków ciał i pocisków, strzelali jeszcze z karabinów i miotali ręcznemi granatami do torpedowców, uwijających się dokoła stadem zgłodniałych potworów.
Brandery stały się już jakby wulkanem, bo co chwila wybuchały słupami ognia i żelaza, co chwila tryskały pożary fontannami, co chwila wznosiły się w powietrze okrwawione strzępy ciał, drzewa i stali, a nieustanny grzmot huczał, jakby w kraterze…
Już pomilkły trąbki sygnałowe, pomilkły pompony z kapitańskich mostów, ucichły działa porozbijane, ale brandery jeszcze wciąż szły naprzód; już słabły w pędzie, już się przechylały na boki, drgając jakby w dreszczach przedśmiertnych, już były niby trupy odarte, i nagie, i stratowane — bez pokładów, bez armat, bez kominów, bez burt i pomostów, a pełne ran śmiertelnych, krwi, jęków i zgrozy nieopowiedzianej, i świętego szaleństwa…
Już pędziły ostatkami sił maszyn konających i ludzi dobijanych…
Nadchodziła chwila ostatnia!
A Hirosze już zapomniał o sobie, był tylko ciosem nieodpartym.
— Prędzej! Prędzej! — wołał niekiedy tubą do maszyn słabnących.