Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

trzył w morze… Chwilami wstrząsał nim zimny dreszcz i oczy płonęły ponuro, że rozglądał się, czy go kto nie widzi.
I znowu przyglądał się morzu.

II.

POŁUDNIE.


Siedział zatopiony w niepokojących rozmyślaniach, tylko przyczajone źrenice, jak rozwścieklone płowe lwy, szarpały się w ciasnym kręgu, rzucając się niekiedy przez okna z rozgorzałą toń, w ukrop białego wrzącego powietrza i powracały oślepłe od żarów i oszalałe z bezsilności…
— Pan dzwonił? — pytała Bretonka.
— Dzwoniłem? Być może, a tak… opuścić żaluzje.
— Straszny upał, już niektóre łodzie wracają z morza…
— Wracają z morza? — Nic jej nie rozumiał.
— Przed burzą, bo na pewno przyjdzie na wysokiem morzu…
— Burza!
— Już słychać było dalekie grzmoty… — szeptała z trwogą.
— A niechaj przyjdzie, ochłodzi się powietrze.
— Mój Boże, tylu naszych na morzu, a o nieszczęście nietrudno…