pieczeństwa? — powiedział z obawą, aby się nie cofnęła.
— Mówiłam to samo, ale mama nie chce słuchać…
Spojrzał na nią tak dziwnie, że dziewczyna się zmieszała.
— Muszę, zrobiłam pewne wotum i nie mogę odkładać, bo nie wiem, kiedy będziemy po raz drugi w Bretonji, a zresztą ksiądz będzie strażą…
— Intencja będzie najlepiej strzegła — wykrztusił ksiądz chmurnie.
— Wolałabym, abyśmy nie jechali, głowa mnie boli, trochę się boję i…
— To zostań, rozstroił cię upał!
— Nie, pojadę, ale i mamaby wypoczęła przed podróżą, rano musimy wstać, upał i tyle godzin do Paryża. Niech mama zostanie! — prosiła gorączkowo, nie zważając na jego błagające, smutne spojrzenia.
— Mery ma najzupełniejszą słuszność — przytwierdził ksiądz.
— Rzeczy jeszcze nie spakowane, a Luiza nie da sobie rady.
— Zostań, pomożesz jej, ale ja pojadę, tem bardziej, skoro nie grozi żadne niebezpieczeństwo, nieprawdaż?
Zwróciła się do Jana, ale on tak gwałtownie zakrztusił się dymem, że nie odpowiedział na pytanie.
— Czas już do kąpieli — zauważył spokojnie.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.