Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan Mery nie pozwala płynąć za daleko, fale są dzisiaj tak wielkie…
— Ostatni raz dzisiaj, musi mi mama pozwolić użyć…
— Będę panią srogo pilnował.
— Zobaczymy, czy się pozwolę tyranizować.
Odszedł do swojej kabiny, słysząc, jak matka prosiła ją, aby nie siedziała długo w wodzie.
Wkrótce wyszli oboje z kabin, Mery, w czerwonym kostjumie, szła śmiało i pierwsza weszła do wody, za nią dopiero rzucił się Jan i poszli już razem, dygocąc lekko z chłodu, naprzeciw fali, co jak koń wspięła się przed nimi i runęła im na głowy, że padli oboje wśród śmiechu. Ujął ją silnie za rękę i, przechyleni nieco, dziwnie radośni, rozśmiani, szczęśliwi, szli w głąb naprzeciw olbrzymiej góry, która, niby stop wrzącego szkła, toczyła się na nich z krzykiem.
Niezliczone skręty żył świetlistych grały w wodzie, dno mieniło się popręgowane złotem, białe, gładkie kamienie uginały się pod stopami, chłodzące fale obejmowały ich rozkoszną pieszczotą, smagały twarze, chwytały rozwiewnemi grzywami, otaczając kręgiem ruchomym, rozdrganym, płynnym i rozkrzyczanym szumami.
Szli nieustraszenie, zapatrzeni w rozkołysane, piętrzące się wody, rzucając niekiedy słowa bez związku i wymowne spojrzenia, pełni radosnej mocy, rozkołysani, jak ocean, i, jak ocean, pełni upojenia i bezwiednych, dzikich miotów siły, odwra-