Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

Pioruny biły bezustannie, a niekiedy, wśród poślepłych sinych ciemnic, przebijały się ogniste skręty niemych błyskawic, jawiąc na mgnienie szamocące się z orkanem drzewa, skały, podobne do fal zastygłych w przerażeniu, i ocean, zwalający się z ponurym hukiem na wybrzeża, straszliwe widma rzeczy, struchlałych w grozie i przepadających w ciemnościach.
Rzuciła się naraz wtył, jakby się na nią miały zwalić te chaosy majaków i lśnień.
— Boisz się?
Poczuł, że zaczęła dygotać.
— Zdało mi się, że te błyskawice chcą mi wydrzeć oczy.
— To burza się rozgląda, gdzie uderzyć potężniej.
— Te straszne ognie przenikają mnie pożarem, czuję w sercu piekące rojowisko.
— Dziwnie blada w ich lśnieniu i strasznie piękna głowa Gorgony!
— Malarz! Radość huczy we mnie i krzyk dziwnego, nienazwanego szczęścia…
— O moja jedyna!
— Mam w sobie wezbraną pieśń tych żywiołów oszalałych.
— To śpiewajmy ją pocałunkami, utońmy w szaleństwie…
Zwarli się na długą chwilę.
— Czemu tak patrzysz niespokojnie? — spytała później.