— Denerwuje mnie to rozpętanie oceanu i przeraża, boję się… — szepnął.
— A ja uwielbiam burzę, porywa mnie ta straszna potęga, poszłabym z radością w te rozpadające się góry, w krzyk fal, w te tajemnicze otchłanie, chciałabym być na chwilę tą niepojętą i cudowną potęgą.
— Być burzą i oceanem!
— Być wszystkiem, co jest.
— Dusza jest wszechświatem całym!
— Nie, nie, jest tylko może zwierciadłem wszechświata, a ja chciałabym być błyskawicą i piorunem, wichrem i tem drzewem, z nim walczącem, być falą wiecznie rozbijaną o poszarpane brzegi, a wiecznie wstającą i niezmożoną, być tym ruchem burzy i oceanu, nieśmiertelnym w trwaniu, być nocą i zarazem krwawemi skrętami błyskawic, drzeć sobą ciemności, pląsać wskroś pustek nieskończonych, przebiegać dale nie dopomyślenia i czuć ten lot wieczny, siłę, radość potęgi nieśmiertelnej i lecieć, wić się, być zawsze, zawsze, zawsze…
Pochwycił ją wpół, bo się zerwała, jak ptak do lotu, w burzę.
Opadła ciężko i, nadstawiając dłonie na zimne bryzgi fal, zaczęła mówić żałośnie:
— Ale nie pójdę tam, nie mam sił, człowiek jest kamieniem zaledwie na dnie oceanu, kamieniem, marzącym niekiedy o locie ptaków…
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/067
Ta strona została uwierzytelniona.