Jak gwiazdy, ciążące ku sobie tęsknotą od prawieków, stapiają się gdzieś w nieskończonościach i przepadają w sobie.
I stawały się w nich nagłe cichości głębin stężałych w mrokach; chwiejne, nieprzytomne drgania wód oślepłych od przerażających błyskawic; majaczenia rzeczy zgoła nieodgadnionych; rozprażone jęki ziemi, przepalanej potokami wrzących metalów; sny kwietnych aromatów w omdlałe, letnie noce; prężenia lasów w słonecznej pożodze; omdlałe ruchy fal na rozpalonych wybrzeżach, niepochwytne majaczenia o samych sobie, i dreszcze gwiazd konających, dreszcze bezwładnego spadania w bezmiary w upojeniu śmierci słodkiej i cichej.
Czy to dnie przechodziły, z wyciem i zgiełkiem szturmując do okien?
Czy to lata targały zgrzytającemi kłami za mury i ze skowytem żałosnym marły gdzieś, nigdy nie widziane?
Czy to wieki snuły się przez nich sennym, nie zapamiętanym korowodem umarłego czasu?…
Tyle wiedzieli o tem, co fale wiedzą, gdzie i kiedy jakie obmywały brzegi i zatapiały okręty, co pamięta błyskawica źrenice, przez się olśnione, co wie dusza o własnych awatarach, dążąca wiecznie do Niego…
Śnili sen gorączkowy o sobie…
Płynęli ku sobie z głębin przeznaczenia, na falach tęsknoty od tysięcy, tysięcy lat i spostrzegali się zdumieni w otęczy miłości, w jaśni pra-
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/071
Ta strona została uwierzytelniona.