z niepamiętnych głębin, jak kawały drzewa, zatopione przed wiekami na dnie oceanu i wydarte przez burze…
Słodkie wzruszenie, pełne tkliwości, nieśmiałe i drżące, i wonne, jak młode pędy brzóz, zatrzepotało się w jej sercu, że ujęła w dłonie jego głowę i całowała mu oczy z niewypowiedzianem rozrzewnieniem, szepcząc cichutko:
— Mój! Mój! Na zawsze! Na zawsze!
— Na zawsze, tak… jedyna! — odpowiadał ociężale, poddając się biernie pieszczotom, wpatrzony przez jej oczy gdzieś, jakby w burzę, targającą murami, zasłuchany w ryki oceanu, czy też w odgłosy własnej, przycichłej już, burzy, stępiały już na wszelką rozkosz w bezwładzie wyczerpania i apatji.
W pokoju była noc, tylko niekiedy przez okna błyskawice tryskały błękitnawemi źrenicami, że w ich ogniach spostrzegali swoje zbladłe twarze i czarniejące a omdlałe oczy.
Nie mogli mówić, wszystkie słowa zdały się im głupie i nic nie wyrażające, a nawet pocałunki i uściski były, jak zaschnięte i bez woni kwiaty, spadające martwo na ich ciała.
Zaczęli już słyszeć, co się działo dokoła, i czuć drgania murów, i prząść myśli własne, i stwarzać samych siebie i być czemś tak obcem, odległem i tak niezrozumiałem dla siebie, jak zwykle — ale dusze leżały jeszcze w omdleniu, rozśpiewane konającemi hymnami wspomnień, jeszcze ślepe od
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.