przestrzeni, a za każdym statkiem, wiszącym na widnokręgu, rwały się ich dusze oczekujące, za każdym żaglem niosły się ich oczy roztęsknione, za każdą chmurą leciały myśli wołające…
A potem szły przed Madonnę z Lourdes, co ze skał wyciągała ręce błogosławiące światu, i tam się modliły żarliwie.
I tak było codzień od wielu, wielu dni. I tak być miało jeszcze przez wiele jednako ciężkich, jednako długich i jednako tęsknych dni. I zawsze nadaremnie. Aż po wielu takich tygodniach spostrzegły się i poznały.
— Na kogo czekasz? — spytała najstarsza.
— Na męża! — szepnęła łzawo kobieta ze starego domu.
— A ty na kogo?
— Na kochanka, na przyjaciela — odrzekła smukła, kryjąc twarz.
— A ja czekam na syna — powiedziała pierwsza.
Podały sobie dłonie i zajrzały w duszę; tęsknota je wiązała kolczastym łańcuchem już ordzewiałym od łez. Ucałowały się serdecznie jak siostry i zajrzały sobie w twarz.
Pierwsza była najstarsza, szczupła, wysoka, o twarzy jakby z białego wosku, oczy jej gorzały gromnicznym blaskiem i mądrość cierpienia opromieniała siwą głowę.
Druga była w pełni lat, silna, różowa, o stromych piersiach i nienasyconych ustach, oczy miała pełne obietnic i dłonie, łaknące obejmowań.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.