cisza przejmowała lubieżnym dreszczem, zwierzała się ze śmiechem, że sąsiad, piękny oficer, kwiaty jej przysyła i listy namiętne…
— Niech wróci mój mąż, niech jak najprędzej wróci, bo oszaleję! — wołała ze łzami, całując namiętnie przyjaciółki niedoli.
A później schodziły się u matki, w starym domku, co niby gniazdo jaskółcze przyczepiono w połowie wzgórza; stare pokręcone wiązy go otaczały, i stare bluszcze go spowiły aż po granitowe płyty dachów. W niskich pokoikach pachniało jabłkami i suszonem zielem, bretońskie stare szafy świeciły mosiężnemi ozdobami, stary zegar kaleka mamrotał godziny, jak dziad bezzębnemi ustami, a matka usadziła je w niskich fotelach, spłowiałą kanwą wybitych, i, otworzywszy drzwi do pokoju syna, siadła w progu i zaczęła snuć swoją serdeczną pieśń tęsknoty.
Ze ścian, z szerokich ram, patrzyła ognista twarz młodzieńcza o purpurowych ustach, o oczach lwich i potężnych, jak morze wzburzone.
— Piękniejszy, niźli ten oficer, co mi kwiaty przysyła!
— Piękniejszy, niźli nasz organista katedralny!
— To on, to mój syn! Umrę spokojnie, gdy powróci! — szeptała z dumą matka, a tamte długo patrzyły w cudną twarz młodzieńca.
Wiele długich wieczorów snuła swoją przędzę nadziei, a one patrzyły w portret pobożnej adoracji.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.