Przyniósł ją telegraf, i wkrótce wielki statek angielski miał przywieźć pozostałych przy życiu rozbitków.
Miasto stało się cmentarzem.
Wszyscy wylegli do portu, żałobną ciszę przerywały płacze, tysiące ludzi czekało na przystani z zapartym oddechem, tysiące serc biło w męce bolesnego oczekiwania, tysiące oczów krążyło po wzburzonym oceanie.
I one stanęły na swojem zwykłem miejscu, bledsze tylko były i bardziej niespokojne, ale najpewniejsze ze wszystkich.
Statek przybił do brzegu i zaczęli wychodzić ocaleni z rozbicia.
Ale nie było pomiędzy nimi męża!...
Nie było kochanka...
Nie było syna!
Leżeli już dawno gdzieś na dnie oceanu.
Płacz powszechny, krzyki i łkania wstrząsnęły powietrzem.
Dziewczyna rzuciła się w morze, ale ją ocalili, a żonę zemdloną z rozpaczy musieli zanieść do domu.
Tylko matka stała spokojnie i rzekła kamiennym głosem:
— Nieprawda, mój syn żyje i powróci!
Ale odtąd już sama chodziła do portu, sama siadywała na wzgórzu, i sama przepędzała wieczory przed portretem syna.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.