wili szeptem powolnym, reszta rozciągała się w milczeniu na żółtych jedwabnych sofach.
Wodotrysk na środku sali wyrzucał ogromną kaskadę rozpylonej w mgłę wody i mienił się wszystkiemi barwami.
Zabarwiona reflektorami woda podobna była do tęczy, buchającej cudownym słupem światła z głębi marmurowego basenu, i dzwoniła jakąś melodję nieopisanie słodką.
Ze srebrnych kadzielnic w niszach płynęły lekkie, niby słoneczne pasma dymu, kołysały się w mroku i rozwłóczyły po sali mgły denerwującej woni.
Wachlarze z olbrzymich białych piór strusich, osadzone w bronzowych trzonach, osłaniały niektóre sofy.
Tyle było piękna artystycznego w urządzeniu sali owej, że się z rozkoszą wciągało tę harmonję barw żywych, a przysłonionych, świateł przyciemnionych, konturów łagodnych, jedwabiów miękkich, ciszy pełnej szmerów fontanny i plusku długich, zielonych, o płaskich głowach wężów w basenie.
Już bez opjum można było śnić rozkosznie.
Światła przygasły zupełnie, tylko ten słup wody świecił złotem, rubinem, chalcedonem i szmaragdem.
Z nisz szły jakieś istoty małe, z płomyczkami w ręku, rozpraszały się po sali i ginęły w ciemnicach palm.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.