mnie po wszystkich szlakach, chwytał i otaczał ze wszystkich stron, czułem ostrość jego szponów, owiewał mnie oddech gorący.
Kiedym już ani cala przestrzeni wolnej nie ujrzał, tylko te skręty potworne wokoło, spotężniałem. Widziałem się w ich mocy, widziałem, że się podnoszą głowy, wyciągają ręce, ciała wydłużają, że potwór rzuca się na mnie.
Nie, niepodobna jest opisać tę walkę, ten ucisk, gdy mnie oplątywały ciała, ból niewypowiedziany, gdym poczuł miljardy zębów w sobie, i tę siłę, jaką poczułem.
Pamiętam tylko, że brałem się wprost za bary, biłem pięścią, rwałem zębami, miażdżyłem głowy i czułem ciepły strumień krwi, płynącej po mnie...
Potem już ani bólu, ani nic... owładnął mną szał walki i zwycięstwa.
Morze się rozkołysało, fale piętrzyły się, niby porwane szczyty gór, pioruny niebieskiemi wstęgami biły w morze, wichry wyły, jak stado szatanów. Woda we wściekłych wirach biła w niebo, a orkan zamiatał dno. Leżałem na grzbiecie fal i płynąłem. Poczułem się tak potężnym, że widziałem, że przeze mnie przepływa strumień wielkiej potęgi.
Takie bezbrzeżne, boskie uczucie szczęścia i spokoju było we mnie, iż czułem, że w mózgu moim jest wszystko: życie i śmierć, zniszczenie i tworzenie, wszechświat cały.
∗
∗ ∗ |