Ta strona została uwierzytelniona.
Kiedym się obudził, mój towarzysz siedział przy mnie. Chciałem jeszcze opjum, ale mnie prawie siłą wyprowadził. Sam nie palił, czuwał nade mną.
Gdy to piszę, jesienny wiatr szumi na dworze, a drobny deszcz spływa po szybach i jest tak zimno i posępnie na świecie szarym, na polach, ogołoconych ze zbóż, w powietrzu sinem, że z rozkoszą wspominam obrazy tego nie snu, lecz rzeczywistości czarodziejskiej. Niedokładny opis, ale język ludzki to topór, którym trzeba rzeźbić kryształy czucia; nic dziwnego, że bryły nieforemne i szpetne wychodzą, zamiast posągów.