Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Mieszkała z rodzicami w małym drewnianym domku, przyciśniętym bokiem do wału, tuż prawie koło rzeźni.
Przystanęli przed bramą.
— Do jutra! — Pocałował ją w obie ręce, nie śmiał w usta, bo latarnia stała przed domem, ale ona nie zważała na światło, objęła go mocno i znowu się zwarli w szalonym, onieprzytomniającym pocałunku…

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na moście ocknął go z zadumy odgłos szybkich kroków, jakby goniących.
— Hej, panie student! — posłyszał głosi drgnął nieprzyjemnie zdziwiony. To ten pan z czerwoną głową biegł za nim, a zrównawszy się, zajrzał mu głęboko i zbliska w oczy.
— Tylko słówko powiem kawalerowi… Jak się Zośce stanie krzywda, to, jak mi Bóg miły, dam majchrem w brzuch… Nie chciała mnie, ale krzywdy nie dam jej zrobić nikomu… Żeby pan nie był studentem, to jużby było aus! — spojrzał na niego groźnie i błysnął mu przed oczami nożem.
Stach przystanął i powiedział szczerze:
— Ożenię się z nią, to się jej żadna krzywda nie stanie.
— Ręka? — zawołał gwałtownie czerwony pan.