— Ze wsi, ze wsi! Strasznie lubię wieś!
— Zośka, cukru niema, ani nic do herbaty, dajno pieniędzy!
— Dziecino moja, daj, to przyniosę sam, mnie zabrakło drobnych. — Ale Zośka spojrzała na niego, aż się niby zakaszlał.
— Sama pójdę.
— To panią wyręczę.
— Nie, nie, nie wie pan, gdzie czego szukać.
— A przynieś groczku, dziecino moja, do herbaty! — szepnął papa i, gdy Zośka wyszła, przysunął się do Stacha, odkaszlał, skrzywił się.
— Co, prawda, jaka śliczna ta moja dziecina? Strasznie ją kocham! Poznasz pan starszą, jeszcze piękniejsza, ale straszna dama, straszna! Mieszka jak księżniczka, powozy, lokaje… Ale Zośka lepsza, o lepsza! Mówię: daj rubla! da zaraz, a z tamtą niezawsze widzieć się można. A pieniążki potrzebne, strasznie potrzebne… proces prowadzę, straszny proces… o miljony! Wygram, ale tymczasowo nędza… straszna nędza… dziecina moja pracować musi… urodziła się na panią… a pracuje jak… Ale wygram… teraz właśnie zakładam opozycję… do senatu… zwłóczy się, bo brak mi paru rubli na marki! Od paru rubli zależy los całej rodziny!… Straszne rzeczy nie mieć paru rubli… straszne…
— Mogę panu służyć! — powiedział Stach, bo zrozumiał to dobrze.
— Wstyd mi, strasznie mi wstyd… od nieznajomego brać… ale… tak z dziesięć… z piętnaście…
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.