Objechali ważniejsze ulice i wjechali w Aleje, w długi sznur powozów i dorożek, ciągnących do Łazienek.
— Moja siostra! — wykrzyknęła, kłaniając się jakiejś rozpostartej w piaskowym powozie z takąż liberją, dama była bardzo piękna, bardzo wymalowana i bardzo jaskrawo ubrana.
— Mieszka w Warszawie? — zapytał niemile dotknięty.
— Jest w teatrze! Oho! to wielka pani! Żyje z hrabią…
— Panią to cieszy?…
— Tak, bo ona zrobiła grubą karjerę, ten hrabia się z nią ożeni… czeka tylko jeszcze… bo matka jego się nie zgadza… — I zaczęła opowiadać ze szczerym i naiwnym zachwytem o siostrze, o jej toaletach, ile ona wydaje pieniędzy. Zupełnie, zupełnie nic w tem jej życiu złego nie widziała! przeciwnie, czuć było w jej głosie jakby zazdrość cichą.
Stach słuchał, ale posmutniał i siedział milczący i chmurny.
— Co panu? Gniewa się pan na mnie, co? Niech się pan Stach nie gniewa! Zośka głupia, Zośka niedobra, ale strasznie kocha, i dotąd będzie prosić, aż się Stach rozchmurzy.
Roześmiał się radośnie, bo tyle głębokiego uczucia dźwięczało w jej głosie, taką miłością pałały jej oczy, tak piękną była! A potem, cóż ona winna, że nie ma poczucia żadnej moralności,
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.