lusze, na chustki, a potem i na naftę i na mieszkanie, na wszystko… Obdzierali go uczciwie…
A dawał, bo kochał Zośkę naprawdę i głęboko.
Uplanował sobie, że zaraz po wakacjach, od kwartału, wynajmie specjalne mieszkanie i wtedy nie da już jej chodzić do knajpy.
Jużci, że Zośka zgodziła się na to z radością, kochała go namiętnie ślepą miłością, tak mu ufała bezgranicznie, tak go czciła, że życie jej było teraz ogromną, pełną pieśnią szczęścia. Nawet nie pomyślała, że wszystko się skończyć musi.
I Stach nie myślał o tem.
A tymczasem kochali się całą młodością i szałem.
Pewnego dnia matka zaczęła jęczeć:
— Dobrze to wszystko, kochacie się! Widzę… widzę… już drugie łóżko popsute… Ożenisz się z Zośką, to dobrze. Nie ożenisz, to jej sprawa… Ale pamiętaj pan, że Zośka już zaszła… i na chorobę trzeba będzie dużo pieniędzy… dużo pieniędzy!…
Już na drugi dzień Zośka nie poszła do zajęcia, ale pod wieczór, bo Stach cały dzień u niej siedział, przyleciał ten pan z czerwoną głową… i coś mu długo i trwożnie gadał… Stach pożegnał się i wyszedł… a rudy mu wyłuszczał, kogo wzięli dzisiejszej nocy… i dokąd powieźli.
— Ma pan papiery jakie, to zabiorę i schowam…
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.