Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

długi szereg powozów i automobilów, pełnych cudownych kobiet, w białych mantylach na głowach, z rozwiniętemi wachlarzami w rękach.
Niektóre z powozów jechały na „corridę”, przystrojone wspaniale, wedle starego zwyczaju, wykryte kapami z jedwabiów kolorowych, że czerwień i złoto, fiolet i biel śnieżna, jakby się rozbryzgując z powozów, lały się po kołach aż w kurz i pod nogi przechodniów. Witano je rzęsistemi brawami, a z pod białych mantyl błyskały wdzięczne spojrzenia, uśmiechy i purpurowe dumne usta.
Lecz cały ten korowód posuwał się coraz wolniej i zatrzymywał się co chwila mimo pośpiechu, gdyż przed bramą cyrku już zapanował tłok straszliwy i nieopisana wrzawa.
Chaos krzyków, śpiewań i turkotów huczał w powietrzu jak burza, a tysiące handlarzy przekrzykiwało się nawzajem, wijąc się wśród ciżb, tłoków i niebosiężnych wrzasków.
Tłum napływał wciąż i kłębił się coraz potężniej, kołysał się jak morze, roztrącał o powozy i o zwarte szeregi żandarmów, bił w potężne mury i wdzierał się wreszcie do środka z szumem wód wzburzonych.
Ogromny, cichy cyrk, zalany oślepiającem światłem słońca i rozprażony niby krater, pochłaniał coraz większe masy.
Wielką jak plac arenę, określoną kręgiem amfiteatralnych siedzeń, aż po wąski skrawek czerwonego dachu, nakrywało niebo błękitnawym, roz-