w piasek, nieco się przygiął, podnosi broń i mierzy w nadbiegające zwierzę…
Mgnienie ciszy… byk dobiega… rzuca się na niego z pochylonym łbem… ale, nim zdołał uderzyć, espada zwalił mu się pomiędzy nogi, wbił ostrze w nasadę karku i odskoczył.
Lecz cios był za słaby, szpada utkwiła tylko do połowy.
— Źle, źle! Popraw! — krzyczą dokoła.
Byk ciska się po arenie oszalały, szpada trzepie mu się przez chwilę w grzbiecie i wylatuje, krew bucha z rany strumieniem.
Bombita bierze nową szpadę i blady, skupiony i groźny, idzie.
Nowa krótka walka i spada cios błyskawiczny, cios niechybny, prędki, twardy, nieubłagany cios śmierci.
Wbił szpadę po rękojeść.
Ale byk jeszcze nie padł, uskoczył wbok i bluznął krwią; zatacza się, chwieje, rzęzi, chrapie, pada na kolana, porywa się ostatnim wysiłkiem, chce uciekać i wali się w ciężkiej męce konania.
Dobił go jakiś nóż litościwy.
Pierwsza walka skończona.
Cyrk jednak milczy, espada schodzi z areny bez braw.
Ogłaszają dziesięć minut pauzy.
Małe koniki, strojne w pióropusze, wywłóczą pobite, służba uprząta arenę, zasypuje krwawe place i równa porytą ziemię.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.