Byk, cały we krwi, straszny jest w skupionej, dzikiej wściekłości.
Co mgnienie stają naprzeciw i co mgnienie straszne rogi uderzają tak zbliska i niechybnie, że zamierają serca i mdleją dusze, ale espada wykręca się śmierci, odskakuje i, jakby gardząc niebezpieczeństwem, spokojnie zastępuje drogę bykowi, wieje kapą przed krwawemi ślepiami, migoce szpadą, wyzywa, staje tuż przed rogami i zimny, cudowny w zuchwałości, czeka nowego ciosu.
Zapada cisza, jak w chwili podniesienia.
Słychać tylko nad areną szczebiot kołujących jaskółek.
— Ostrożnie! Pilnuj się! Niech cię Bóg strzeże!
Pojedynek się kończy, Fuentes odrzucił kapę, szpada zamigotała.
Wzruszenie już dusi, twarze płoną, wszyscy powstają z miejsc, oczy pełne błyskawic, kobiety prawie wiszą nad areną, nozdrza mają rozdęte, oczy oszalałe, nieme krzyki na ustach purpurowych, białe zęby błyskają, jak kły wilków…
Jakiś płacz się zerwał krótki, zdławiony, nerwowy; jakiś krzyk wionął mdlejący, jakieś nieprzytomne brawa zahuczały i znowu długie, napięte aż do bólu milczenie.
Wszyscy już wniebowzięci, wszyscy już jakby zaczadzeni krwią, pijani żądzą męki, ran i śmierci, porwani bohaterstwem, ważą się w oniemieniu na ostatnich rzutach walki.
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.