Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagrodzono go brawami, ale byk jakby się już rozwściekł doreszty, bo z rykiem straszliwym, oblany krwią, spieniony, rzucił się na występującego właśnie espadę, że ten z wielką trudnością zdołał się uchronić od niespodzianego ciosu.
Zawrzał krótki, gwałtowny pojedynek.
Espada padł na niego strasznym, niechybnym ciosem, lecz wytrącona broń wyleciała mu z ręki, a on zatoczył się wbok, draśnięty rogami.
Podano mu drugą szpadę.
Po bokach czuwały rozwinięte kapy.
Ale byk nie dał się odciągnąć wiewającym płachtom, nie zważał na nikogo, a tylko bił w espadę z nieopowiedzianą furją, trzaskał w niego jak grom, napadał tak gwałtownie i tak krótkiemi skokami, i tak nieustannie, że tamten zaledwie zdążył się wykręcać od rogów.
W śmiertelnej ciszy wiódł się ten bój zawzięty.
Nie poruszano się z miejsc, ni jeden wachlarz nie zaszeleścił, ni jedna głowa nie drgnęła, patrzono z zapartym oddechem oczekiwań.
Espada zwolna już przechodził do ataku i natarł tak zbliska, że byk wstrzymał się na mgnienie i, spiąwszy się prawie w kabłąk, poleciał na niego z nastawionemi rogami.
Szpada błysnęła złowrogo do ostatniego ciosu i…
Wtem, w upalnej ciszy, gdzieś blisko, zadźwięczał cichy, przejmujący głos dzwonka…