żebrał zmiłowania, a byk lizał go po głowie i jęczał zcicha.
Podniósł się straszliwy wrzask, wszystkie ręce się wyciągały z prośbą i wszystkie usta krzyczały:
— To cud! Nie zabijać! Łaski! Nie zabijać!
Darowano mu życie.
Wyszli już razem wśród ogłuszających braw.
Chłopak, nie puszczając rogów przyjaciela, płakał radosnemi łzami.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
A oto ich krótka, prawdziwa i prosta historja.
Byli przyjaciółmi z pastwiska, dzielili dolę i niedolę, i skwary, i burze, i ulewy, zaś w chłodne, zimowe noce byk przychodził do wygasłego ogniska, kładł się w popiele obok chłopca i ogrzewał go swojem ciałem, a kiedy doszedł lat pięciu i powiedli go na śmierć, pasterz rzucił wszystko i poleciał ratować przyjaciela.
Ocaliło go wspaniałomyślne serce hiszpańskiego ludu.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Dalsze walki poszły już zwykłym trybem, bez nadzwyczajności.