Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —
Tłum się zakłębił gwałtownie, odstąpił nieco od bram i jakby skamieniał, wpijając się tysiącami oczów w Jego twarz zmartwiałą. Ktoś pociągnął go za rękę, wyprowadził i rzekł głośno:
— To on! Macie go!
Postąpił automatycznie kilka kroków i spojrzał w twarz ludu, w nieubłaganą twarz przeznaczenia.
Stała się chwila strasznej, trupiej ciszy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Triumfująca śmierć zasiadła na osieroconym tronie świata i śmiała się szyderczo, długo i bezlitośnie.