Lecz kiedy się pyszniła swym łupem wspaniałym,
Do cna rozgryzł ją robak, był mścicielem grzechu.
Więcej kwiatów widziałem, lecz żadnego pono,
Co by nie płonął krasą, tobie ukradzioną.
100. I gdzież to jesteś, Muzo, że od tego stronisz,
Co wprzód było jedynym źródłem twojej mocy?
Czemu na błahe pieśni święty szał swój trwonisz
I, świecąc na marności, brniesz sama w mrok nocy?
Powróć na dawne szlaki i rozpocznij pienia,
Niechaj czas utracony okupi pieśń nowa;
Śpiewaj temu, co wdzięczne rymy twe ocenia,
Co ci z dawna i przedmiot daje i czar słowa.
Leniwa Muzo, powstań i spojrzyj w oblicze
Mego kochania; może zmarszczki je zorały?
Jeśli są, na Czas srogi kręć satyry bicze,
Niech się z jego łupiestwa natrząsa świat cały.
Sław me kochanie prędzej, niż Czas je pożera,
Bezsilne będą jego kosa i siekiera.
101. Gnuśna Muzo, i czymże spłacisz zaległości
Tej prawdzie, którą piękność cudnie ubarwiła?
Prawda i piękność w służbie są mojej miłości;
I ty jesteś, w tym cała twa godność i siła.
Odpowiedz, Muzo; może znajdzie się wymówka:
„I pocóż barwić prawdę? Ma kolory własne,
A prawdziwej urodzie nie trzeba ołówka;
Co szczytne, bez domieszek jest szczytnym, to jasne.”
Że on nad chwalbę wyższy, ty niemiejesz? Powiedz!
Nie oczyścisz się z winy, bo masz moc sprawienia,
By on o wieki przeżył złocony grobowiec,
By hołdy mu składały przyszłe pokolenia.
Pełń swą powinność, Muzo; uczę cię, jak zrobić,
By wdzięk dzisiejszy długo nie przestał go zdobić.