Strona:PL Władysław Tarnawski - Autograf sonetów Szekspira P54.jpg

Ta strona została skorygowana.

A krokami moimi rządzącemu oku
Trudno działać, gdy siły ma przepołowione,
Patrząc, nie widzi, niby pogrążone w mroku;
Przed sercem pochwyconych postaci nie stawia,
Nie pokazuje ludzi, ptaków, kwiatów, głazów,
Myśli swojego zwykłego haraczu odmawia
I samo nie utrzyma długo swych obrazów.
Bo cokolwiek mu błyśnie, jasne czy ponure,
Czy wdziękami olśniewa, czy przeraża kształtem,
Kruka i gołębicę, ocean i górę,
Dzień i noc ono w rysy twe przemienia gwałtem.
Myśl, pełna ciebie, innych nie przyjmuje gości
I me oko, tak wierne, uczy niewierności.


114.  Czy więc umysł, któremu ty jesteś koroną,
Jak króle, truć się daje słowy pochlebnemi?
Czy oczy, co jedynie prawdę w siebie chłoną,
Nauczyła twa miłość tak dziwnej alchemii,
Że każdy potwór, każde bezkształtne stworzenie
Zmieni w twą podobiznę, w cudnego anioła
I zaledwie gdzieś oczu upadną promienie,
W szkaradzie odkryć szczytną doskonałość zdoła?
Ach, prawdą jest to pierwsze: Mój wzrok lubi zwodzić,
Królewski umysł posiadł ten pochlebca lichy,
A oczy dobrze wiedzą, czym mogą dogodzić
I jakie mu do smaku przypadną kielichy:
Otrują, to otrują; przez to mniejsza zbrodnia,
Że same lubią napój i kosztują co dnia.


115.  Skłamałem dawniej – trzeba przyznać się do winy, –
Że miłość ma większego nie zna nasilenia;
Chociaż rozum nie poda mi żadnej przyczyny,
Aby mógł się żar zwiększyć wielkiego płomienia.
Ale rachunków Czasu najśmielsi się zlękną,