Strona:PL Władysław Tarnawski - Autograf sonetów Szekspira P68.jpg

Ta strona została skorygowana.

Po słowie „Nienawidzę” nagle
Przyszło szczęśliwe dokończenie,
Życie ratując mi w potrzebie:
„Tak, nienawidzę, lecz nie ciebie.”


146.  Duszo moja, ośrodku grzesznej ziemskiej gliny,
Oblężona przez hufce buntowników krwawych,
Głodem morzysz się sama; z jakiej to przyczyny?
Poco zewnętrznym murom twym barw tak jaskrawych?
Krótko trwa twa dzierżawa; pocóż w przepych taki
Ma być wyposażona siedziba nietrwała?
Nie wiesz, że dziedzicami twymi są robaki,
Że ona jest ich pastwą, że taki los ciała?
Niechże ci nędzna czeladź przestanie być troską
I głoduje, a własny twój zasób niech rośnie,
Za kilka nędznych godzin ty kup wieczność boską,
Zrób wnętrze, niech mur z zewnątrz wygląda żałośnie.
Pożeraj Śmierć, jak sama Śmierć pożera ludzi,
Bo po śmierci Śmierć sama trwogi już nie budzi.


147.  Ta miłosna gorączka, w którą ja popadłem,
Tęskni za wszystkim, co ją przywodzi do szczytu;
Kapryśne podniebienie gardzi zdrowym jadłem,
Chorobliwego jeno słucha apetytu.
Rzucił miłość mą rozum, ów lekarz troskliwy,
Gniewny, że chory jego poradę odtrąca,
A mnie uczy choroby przebieg rozpaczliwy,
Że śmierć przynosi żądza, lekami gardząca.
Kiedy zaś rozum odszedł, nic mnie nie uzdrowi;
Długie cierpienie bredzić każe mi w malignie,
Dziwne słowa i myśli szepce szaleńcowi,
Fałsz tych wrących majaczeń w prawdę nie ostygnie:
Przysięgałem, że jesteś piękna i promienna,
A tyś czarniejsza, niźli czarna noc bezdenna.


148.  I jakież to mi oczy dał bożek miłości,