Rozdział XXV.
Sprawa nadmiernego budżetu w 1925 roku i nadmiernych ciężarów podatkowych. Już poprzednio zaznaczyłem, jak fatalną politykę prowadził Sejm wobec budżetu na 1925 r. Ale i mnie stawiano w końcu 1925 r. zarzuty, że niedość energicznie przeciwstawiałem się tendencjom Sejmu. Stworzono teorję, że Sejm jest od tego, by iść dalej w różnych wydatkach, ale rząd powinien czuwać nad tem, by nie były one wygórowane. Teorja to błędna i fałsz z niej zupełnie jasno wygląda. Ani Sejm, ani rząd nie zrobią nic poważnego w zakresie zmniejszenia wydatków, jeżeli akcja ich nie będzie cakowicie[1] uzgodnioną. To uzgodnienie nastąpiło w końcu 1925 r. po moim ustąpieniu i dało dobre owoce. O ile Sejm nie jest zgóry zdecydowany, by poprzeć wszelkie oszczędności, wymagane przez rząd, ten ostatni czuje się sparaliżowany w robieniu jakichkolwiek propozycji oszczędnościowych, by nie być skompromitowanym. Czy można sobie wyobrazić Ministra wojny lub oświaty, któryby chciał narazić się na to, że Sejm podniesie wydatki, które on chciałby zmniejszyć na dane cele.
O ile byłem zawsze za tem, by ograniczać możliwie wydatki, których można uniknąć lub zmniejszyć, o tyle nigdy nie hołdowałem zasadzie, by budżet był zasadniczo bardzo niski. Bardzo niski budżet, to budżet państwa o niskim poziomie. My nie możemy mieć bardzo niskiego budżetu, bo zginiemy; to było i jest mojem najgłębszem przekonaniem.
Ale w 1925 roku powinniśmy byli mieć budżet niższy od uchwalonego, czyli, że Sejm zamiast podnieść wydatki, powinien był je zostawić w ogólnej wysokości przez rząd zaprojektowanej. Ogólna zaś ta wysokość dałaby różnicę całych 188 milj. zł., czyli nieco nawet więcej niż wyniósł ostatecznie deficyt kasowy i nadmierna emisja biletów zdawkowych. Budżet, który rząd wniósł na 1925 r., zamykał się bowiem
- ↑ błąd w druku, powinno być: całkowicie