Rozdział XXVII.
Wojna celna z Niemcami.
Od początku 1925 r. przystąpiliśmy do rokowań z Niemcami o umowę handlową. Poprzednio zawarliśmy umowę z Francją, Danją i Holandją. Z Niemcami i Czechami traktowaliśmy o umowę jednocześnie.
Gdy przystępowaliśmy do umowy z niemcami wyłonił rząd delegację, której zadanie wydawało się na razie analogicznem do tych, które załatwiały umowy handlowe z innemi krajami.
Na samym wstępie narad z Niemcami jeden z członków delegacji, ówczesny dyrektor Ministerstwa Przemysłu i Handlu p. Tennenbaum, po zetknięciu się ze stroną niemiecką nabrał przekonania, że Niemcy rozpoczynają z nami grę, która z ich strony zmierza widocznie do wypowiedzenia nam wojny celnej, wybierając jako motyw do tego wypowiedzenie nam odbioru węgla z naszego Górnego Śląska, termin dla obowiązkowego przyjmowania którego kończył się 15 czerwca.
Mieliśmy jeszcze kilka miesięcy czasu, aby się przygotować, ale inni członkowie delegacji uznali, że podejrzenia co do złych zamiarów niemieckich są nie uzasadnione. Dopiero w maju delegacja zaczęła brać niebezpieczeństwo ze strony Niemiec za prawdopodobne i rozpoczęły się z naszej strony przygotowania do odparcia ataku.
Co do sposobu, jak należy się na atak niemiecki przygotować, odrazu powstały dwie opinje: jedna, że należy zająć stanowisko bierne i w razie zamknięcia dla naszego węgla granicy niemieckiej protestować, upominać się i wchodzić w układy, by uzyskać zwolnienie dla naszego wywozu, drugie by przyjąć wyzwanie i zareagować na nie zakazem wwozu do Polski różnych towarów z Niemiec.
Delegacja podzielała właściwie pogląd pierwszy, tak samo zresztą jak większość przedstawicieli ministerjalnych.