Strona:PL W Grabski-Dwa lata pracy u podstaw panstwowosci naszej (1924-1925).djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

on takiemu parciu czynników psychologicznych na rynkach zagranicznych i krajowych, że rachuba na to, iż kurs będzie można zostawić grze swobodnej rynku zapotrzebowania i podaży, bez narażenia losu kraju na największe niebezpieczeństwa, okaże się całkowicie zawodną.
Przyszłość wykazała, że miałem najzupełniej rację. Już w końcowych dniach lipca i początkach sierpnia spadek złotego przybrał tak gwałtowny charakter, że zastraszyło to wyznawców polityki nieinterwencji.
Fale spadku złotego powtarzały się parokrotnie w drugiej połowie 1925 r. i w 1926 roku za mnie, za Zdziechowskiego i jego następców. Nie było wypadku, by fala taka się zatrzymała bez interwencji Banku. Zawsze następowała interwencja i zawsze ona drogo kosztowała. Ale Bank decydował się na nią zwykle za późno.
Zdaniem mojem było to i jest to ciężką chorobą zagnieżdżoną w umysłach kierowników Banku, polegającą na tem, by dopuszczać do spadku złotego, mając jeszcze siły do powstrzymywania go, a zużywać ich dopiero na to, by opanować nadmierny jego spadek. Przy takiej metodzie nie można mieć wcale pewności, czy złoty nie będzie jeszcze spadał. W każdym razie, w wypadku nowego roku nieurodzajnego, nowy spadek złotego znów będzie mógł się powtórzyć, o ile Bank nie skorzysta z doświadczenia lat ubiegłych.
Pogląd, który nazywam nieszczęsną dla Polski chorobą, ma swoich wyznawców i obrońców i to gorliwych. Wszak ci, którzy zwalczają tak namiętnie kredyty interwencyjne, są wyraźnymi tego poglądu obrońcami. Uważają oni, że spadek złotego musiał nastąpić w 1925 roku, bo jakkolwiek ujemny bilans handlowy w sierpniu przełamał się na dodatni, ale na całe drugie półrocze 1925 r. rozciągały się terminy płatności, wywołane ujemnym bilansem poprzedniego półrocza. Podnoszą oni to, że od sierpnia do grudnia nie ustawało ogromne zapotrzebowanie walut na cele regulowania starych