mnie o wpłynięcie na Bank Polski. Przypominano mi, że gdy krachy groziły bankom w Austrji lub w Rosji, Wiedeń i Petersburg nie odmawiały pomocy Krakowowi lub Warszawie.
Moja sytuacja wobec Banku Polskiego była trudna. Wszak ja od Banku wymagałem, by ratował złotego, a w tym celu musiał on ograniczać kredyty. Żądać od niego, by raratował[1] złotego i ratował jednocześnie również i Banki, było to zawiele.
Dopuszczać zaś do krachów banków nie uważałem za możliwe. Gdyby szło o jeden, dwa, kilka banków to mniejsza. Istotnie, gdy jeden bank nawet dość duży zwrócił się do mnie o pomoc i zażądał zbyt wielkiej na to sumy i gdy opinja o nim wypadła ujemną, pomocy w sumie zażądanej odmówiłem, choć ją w granicach normalnych udzieliłem, za co później miałem wściekłą przeciwko sobie kampanję dziennikarską. Ale tu szło o ogół banków, o cały aparat bankowy Polski. Musiałem się zdecydować na okazanie bankom ratunku przed krachem, jaki im groził, skutkiem runu, jaki się rozpoczynał.
Ale skąd wziąść na to środki? Rolnicy pożyczek nie zwrócili. Pożyczka zapałczana była tak mała, że wiele pomódz nie mogła, a deficyty budżetowe rosły. Emisja biletów i bilonu zbliżała się do swej normy ustawowej. Musiałem mieć jeszcze pewien zapas tej emisji na październik, więc gdybym się zdecydował na okazanie pomocy bankom musiałbym przekroczyć ustawowe granice emisji. — Wprawdzie Ministerstwo Skarbu sporządziło wyliczenie, że obieg jest znacznie mniejszy od emisji i że wobec tego mam jeszcze sporo biletów do dyspozycji, ale wolałem się zabezpieczyć i wtajemniczyłem w sytuację niektóre najbardziej miarodajne osoby w Sejmie i Senacie, by, decydując się na okazanie pomocy bankom, uzyskać następnie w Sejmie i Senacie usankcjonowanie tego drogą nowelizacji ustawy o ograniczeniu granic emisji biletów zdawkowych i bilonu łącznie.
Krok ten uważałem za zupełnie błędny. Za sprzeczny
- ↑ błąd w druku – powinno być ratował