DZIAŁ IV. ZAKOŃCZENIE PRACY DWULETNIEJ.
Rozdział XXXII.
Utworzenie się zdecydowanej opozycji w Sejmie. Ostatni mój program.
Zażegnanie runu na banki, dokonane przez Ministerstwo Skarbu we wrześniu 1925 r., było chlubnem dziełem. Jedna z klęsk, która na nas spadła, została zażegnana. Zdawało się, że po tej udanej akcji, powinno było nastąpić uspokojenie. Ale na to już nie było pory.
Pomimo, że ziemianom poczyniłem wszelkie możliwe ulgi, że od drobnych rolników wogóle żadnych spłat nie wymagałem, że bankom kosztem Skarbu, przy pełnej abstynencji Banku Polskiego, dopomogłem, że zacząłem naradzać się z przemysłowcami, by rozpocząć akcję bezpośredniej i dla nich pomocy, rosła amosfera[1] niewiary i animozji, która wskazywała mnie, że czas odejść. Przedtem jednak wypadło mnie jeszcze raz stanąć przed Sejmem.
Sejm miał się zebrać na jesieni 1925 r. w październiku, jak to już było przyjęte ze względu na normalny bieg prac, związanych z wniesieniem przez Rząd budżetu. Marszałek Sejmu przyjechał jednak wcześniej, by już w początkach września czuwać nad sytuacją, która była trudną. U Marszałka odbywały się narady różnych leaderów stronnictw. Układano nowy gabinet. Do tych narad wciągnięty był i minister Sikorski. Zaczęto o tem głośno mówić. Ja sam też rozmawiałem z ministrem Sikorskim, zaznaczając, że bardzo by mi było miło widzieć w nim mojego następcę jako premjera. Z prezesem Komisji budżetowej Zdziechowskim już od roku rozmawiałem na ten temat, że widzę w nim najodpowiedniejszgo[2] następcę po mnie jako Ministra Skarbu. Zdziechowski na stanowisku swojem w Sejmie zachowywał, aż do mego ustąpienia, całkowitą wobec mnie lojalność. Minister Sikorski