zawsze poprzeć ofiarne państwowo twórcze wysiłki rządu".
O hołdy nigdy nie zabiegałem. Uważałem je w 1924 r. i w początkach 1925 r., gdy je częściej odbierałem, zawsze za przedwczesne i najzupełniej zbędne. Ale nie rozumiałem, dlaczego w pół roku można dojść od wielkiego dla kogoś uznania do nienawiści. Przecież w ciągu tych miesięcy nie przestawałem pracować na polu „ofiarnych, państwowo twórczych wysiłków rządu”. Wszak wytrzymałem na placówce pełny rok klęski nieurodzaju, wytrzymałem ataki niemieckie i szereg trudnych momentów, które mieliśmy już za sobą. I widziałem, że to wszystko zupełnie w sumieniach ludzkich się nie liczyło. — Pod moim specjalnie adresem Stolarski w zakończeniu swej mowy sformułował zarzut, że „zgangrenowałem siły twórcze Sejmu za pomocą ulg podatkowych, kredytów protekcyjnych i uległości w nominacjach.”
Wyzwolenie, stawiające mnie te zarzuty, wzięło na siebie rolę fałszywą. Wszak to Wyzwolenie skłoniło mnie do uległości w nominacji Kopczyńskiego na ministra, wszak ono o ulgi podatkowe wciąż się upominało, a co do kredytów protekcyjnych to właśnie to stronnictwo było świadkiem tego, jak broniłem się przed presją, na mnie wywieraną i nie zgadzałem się na dawanie kredytów takim kooperatywom, które choć silnie popierane, okazywały się placówkami ekonomicznie fikcyjnemi.
Wyzwolenie zabiło sobie klina w głowę posądzeniem mnie o skorrumpowanie Sejmu. Nie mogło ono zrozumieć, dlaczego z chwilą, gdy ono przeszło do opozycji, że z tą chwilą nie przeszła do niej cała lewica. Nie mogło pojąć tego prostego faktu, że z chwilą gdy walczyłem o kurs złotego, zabezpieczającego wysoką wartość nabywczą płac i zarobków, gdy okazywałem wszelką możliwą pomoc bezrobotnym, to było by naiwnością i szczytem doktrynerstwa ze strony so-