nego ministra do poparcia, a premjera i ministra Skarbu do dania swego „placet”.
Nieraz w 1924 i 25 r. mówiłem: jak że by to dobrze było, gdyby na przeciąg jednego roku w Polsce nastała stagnacja pomysłów, mających nas uszczęśliwić kosztem kredytów rządowych. Dla mnie jasnem było, że tylko wtedy byśmy mogli dojść do taniego kredytu wogóle.
Gdy wypowiadałem różnym delegacjom moje zgorszenie ich pomysłowością, która innej drogi, jak źródła skarbowe, nie znajdowała, widziałem często zgorszenie. Na ten nadmiar pomysłowości chorowały również i miasta. Ubolewałem w 1925 roku, że stolica niszczyła walutę polską, sprowadzają wozy i aparaty zagraniczne do czyszczenia ulic, choć to były wydatki, które doskonale można było odłożyć na później.
W mojej ustawie sanacyjnej z 1925 r., która przez sejm nie przeszła, przewidziałem konieczność zatwierdzania wydatków samorządowych, o ile odnoszą się one do zakupów zagranicznych. Z pośród bowiem inwestycyj, bez których obejść się można, największą szkodę przynoszą te, które polegają na zakupach zagranicznych.
W tych rzeczach jednak opinja publiczna nie ma zupełnie podstaw do zdrowej orjentacji. Cieszy się ona z każdej nowej rzeczy, bo jednych to bawi dla oka, drudzy radzi są z ulepszenia, którego skutki widzi się powszechnie. Ale trzeba się zawsze zapytać, czy za te same pieniądze nie można było zrobić czego bardziej niezbędnego. Gdy się widzi, jak w środku miasta żebracy zimą wysiadują na zmarzniętych chodnikach dla wzbudzenia litości przechodniów, to trudno być dumnym z pięknego wyglądu taboru miejskiego, uwijającego się po tych ulicach. Nasza opieka społeczna, choć dość kosztowna, nie jest widocznie celowo zorganizowana, gdy w środku stolicy widać znamiona zupełnego zaniedbania, właściwego jedynie miastom wschodu.
Strona:PL W Grabski-Dwa lata pracy u podstaw panstwowosci naszej (1924-1925).djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.