Zadzwoniono po raz piérwszy.
Do wagonu, w którym siedziała kobieta z zasłoną, lekko i zręcznie wskoczył młody mężczyzna. Postać jego zgrabna i smukła, mimo zmroku, wdzięcznie zarysowała się na otaczającém ją ciemném tle; błysnęły stalowe ozdoby przewieszonéj przez ramię jego podróżnéj torebki i widać było wymykające się z pod czapeczki gęste i bardzo jasne włosy. Wskoczył do wagonu, stanął przy drzwiczkach i obejrzał się, jakby pytając losów, jakie towarzystwo zsyłają mu na długą może podróż.
Kobieta zwróciła twarz na wchodzącego i z po-za zasłony swojéj patrzyła na młodego człowieka.
I on patrzył na nią, ale, niestety! nic nie widział, oprócz niewyraźnéj postaci kobiecéj. Byłaż ona młoda czy stara, piękna czy brzydka? — nie mógł dojrzéć, bo siedziała w głębi powozu, a cienie były za nią, przed nią, wkoło niéj.
Znowu rozległ się głos dzwonka.
Na stopniu, prowadzącym do wagonu, w którego drzwiach rysowała się postać młodego mężczyzny, ukazała się otyła kobieta, od chłodu jesiennéj nocy zaopatrzona w futro z ogromnym lisim kołnierzem i w kaptur watowy z czarnego atłasu, zasłaniający część jéj czoła i twarzy. W ręku trzymała niemałéj objętości wór podróżny, dwa dosyć spore pudełka i drugi mniejszy worek, z którego sterczały, jak się zdawało, rogi oprawnych książek. Bagaże te i niepomierna
Strona:PL W klatce.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.